Zapłata proroka
Jest rok 2007, kiedy po 5 latach małżeństwa, zaczynamy z mężem myśleć o powiększeniu rodziny. Pełni nadziei i wiary rozpoczynamy starania z myślą, że niedługo będę w ciąży. Jednak mijają kolejne miesiące i nic się nie zmienia w tej kwestii. Powoli narasta we mnie niepokój, że może nie będziemy mogli mieć dzieci.
Jednocześnie w 2008 roku kilka zupełnie nieznających się nawzajem i nieznających nas osób, przekazuje nam słowa prorocze lub obrazy odnośnie tego, że będziemy mieć dzieci. Po każdym z nich moja nadzieja rośnie, ale kiedy nadal nie widać „rezultatu” znów wpadam w dół. Taka huśtawka trwa niemal rok. W między czasie odbieram też diagnozę lekarza, że z ludzkiego punktu widzenia, będzie nam bardzo trudno naturalnie zajść w ciążę. Zaczynam rozmyślać nad różnymi możliwościami, ale mój mąż stwierdza, że skoro Bóg powiedział, to da nam dziecko i nie będziemy działać po ludzku.
W pewnym momencie zaczynam odpuszczać sobie tą „walkę o dziecko” jak ją nazywam i wtedy w czerwcu 2009 roku nagle okazuje się, że jestem w ciąży. Jesteśmy z mężem zachwyceni. Od razu powiadamiamy naszą rodzinę i przyjaciół bliższych i dalszych. Dziękujemy Bogu za wysłuchane modlitwy. W lipcu idę na kolejną wizytę do lekarza i wtedy dowiaduję się, że ciąża obumarła. Straciliśmy nasze dziecko w 6 tygodniu. Wpadam wtedy w bardzo dziwny czas, który trwa do maja 2010 roku. Jest to czas niemal całkowitego zarzucenia relacji z Bogiem, poczucia ogromnego żalu i „oszukania” przez Niego. Wciąż na nowo zadaję Bogu pytania „dlaczego?”, „co takiego zrobiłam źle?”. Wpadam też w ogromne poczucie winy. Jest to też trudny czas dla mego męża i naszego związku. Najtrudniejsze przez te miesiące było dla mnie milczenie Boga. Usilnie próbowałam odebrać od Niego choćby „słówko”, ale milczał. Jeździłam celowo w miejsca, gdzie usługiwali ludzie proroczy, ale jakoś wtedy zawsze mnie omijali.
W maju 2010 roku nagle „przychodzi” do mnie Bóg i w jednej chwili zmienia się cała rzeczywistość. Wyciąga mnie z dołu rozpaczy, wlewa w moje serce radość i wiarę. Zaczynam odczuwać, że znowu żyję. Świat wokół znów zyskuje barwy, dźwięki, zapachy. Cieszą mnie najmniejsze i najzwyklejsze rzeczy. Jestem zaskoczona i po części zawstydzona Bożą łaską, wiernością, miłością. Nie znajduję dostatecznie dobrych słów, by Mu podziękować. Mimo, że wciąż nie mam tego, co było dla mnie tak ważne, jestem zachwycona i prze szczęśliwa.
Nadal pragnę mieć dziecko, ale nie jest to już moja obsesja. Zaczynam ufać, że Bóg spełni swoje słowa. Latem 2010 roku rozważamy z mężem, czy zacząć jeździć do Wrocławia na „Szkołę Wiary” prowadzoną przez Bolesława Paliwodę. W czasie tych rozmyślań Bóg mówi mi, że jest to ostatni, najlepszy czas na to. Faktycznie tak też się stało.
W grudniu 2010 roku nasza społeczność zaprasza na usługę proroka Ryszarda Krzywego. Ponieważ prorok ma nocować u nas w mieszkaniu, przygotowuję się na przyjęcie gościa. W czasie sprzątania mieszkania narasta we mnie dziwne odczucie prorocze. Sprzątając pokój, w którym ma nocować nasz gość, cały czas przypomina mi się historia z 2 Król. 4 rozdziału, gdzie kobieta wraz z mężem przygotowała dla proroka Elizeusza izdebkę, w której mógł się zawsze zatrzymać, kiedy przechodził przez ich miasto. W dalszej części prorok pyta, co może dla niej uczynić i mówi jej, że za rok o tej porze jak wróci, będzie miała ona syna. Nachodzą mnie też myśli, że kto przyjmuje proroka jako proroka, otrzyma nagrodę proroka. Postanawiam zapytać naszego gościa, co to jest ta nagroda proroka i poprosić o nią. Mówię też o tym mężowi.
Nasz gość przyjeżdża w piątek 3 grudnia 2010r. W sobotę usługuje w naszej społeczności i ani słowa o dzieciach. Jestem tym trochę sfrustrowana. Dlatego w niedzielę przy śniadaniu sama poruszam temat nagrody proroka. Rysiu w odpowiedzi podaje tą samą historię z 2 Król. W końcu pyta mnie co ja bym chciała jako nagrodę. Odpowiadam, że może być to samo, co dostała ta kobieta z historii biblijnej. W tym dniu jadę do kościoła wcześniej, a mój mąż ma dojechać z bratem Krzywym trochę później. Kiedy wracamy do domu już po spotkaniu, mąż mówi mi, że zanim wyszli z domu, prorok modlił się o nas, błogosławił nas i prosił o zapłatę proroka.
Kilka tygodni później, tuż przed końcem roku, Bóg przychodzi do mnie i mówi mi, że da mi syna, który będzie dla nas radością, nagrodą i dumą. To słowo w końcu całkowicie usuwa jakiekolwiek zwątpienie z mego serca.
W połowie marca 2011 roku, po kilku jeszcze słowach i obrazach proroczych, okazuje się, że znów jestem w ciąży. Pojawia się radość, ale obok tego ogromy strach, że znów się nie uda. Z tym strachem zmagam się przez dobre 4 miesiące, do momentu, gdy Bóg mówi mi, że albo Mu zaufam albo będę „świrować” ze strachu cały czas. Wtedy postanawiam oddać to wszystko Bogu i strach ustępuje. Cały czas nastawiamy się z mężem, że będziemy mieć syna (według słów proroczych), ale po kilku badaniach okazuje się, że jednak będzie to córka. 19 listopada 2011 roku rodzi się nasza córka Debora. 3 grudnia (równo rok po tym jak był) przyjeżdża do nas znów prorok Ryszard Krzywy, by błogosławić ją.
Szybko pojawia się we mnie pragnienie posiadania kolejnego dziecka i jednocześnie wraca strach, że znów nie będę mogła zajść w ciążę. Jednak w pamięci wciąż mam słowo, które powiedział Bóg, że da mi syna. W styczniu 2013 roku znów przyjeżdża do nas Rysiu (na moją osobistą prośbę), by modlić się o kolejne dziecko dla nas. Tym razem modli się konkretnie o syna. W maju okazuje się, że znów jestem w ciąży. Tym razem nie ma we mnie żadnego lęku, że coś będzie nie tak. Jednak wiem, że tym razem znów będzie to córka i bardzo się z tego cieszę. 18 stycznia 2014 roku rodzi się Lilia. Po dwóch tygodniach (około roku po tym jak był wcześniej) przyjeżdża prorok, by błogosławić ją i jednocześnie zapowiada nam tego syna, o którym Bóg mówił na początku.
Okres walki o dziecko/dzieci był bardzo trudnym czasem, ale nauczył nas i zmienił bardzo mocno pod wieloma względami. Doświadczyłam Boga w takich obszarach, w jakich nie znałam Go wcześniej. Wiem też, że Bóg zawsze dotrzymuje swego słowa, a w realizacji go często używa swoich namaszczonych ludzi. Dobrze jest umieć słyszeć Boga i odbierać Jego słowo na dany czas i iść za tym.